Plan naszego safari.
Na dziś plan przewiduje przejechanie około 180 km z Bharatpur (punkt I) do Jaipur (punkt J). Mniej więcej w połowie drogi zbaczamy nieco z głównej trasy w kierunku miejscowości Abhaneri. Znajduje się tam niesamowita studnia Chand Baori:Studnia Chand Baori. Abhaneri. Indie.
W Abhaneri, obok studni, jest też świątynia Harshshat Mata. Pokryta jest płaskorzeźbami podobnymi do tych w Khajuraho:Płaskorzeźby na świątyni Harshshat Mata. Abhaneri. Indie.
Akurat trafiliśmy na ceremonię składania ofiary. Pani nie ma nic przeciwko robieniu zdjęć. Więc robię:W świątyni Harshshat Mata. Abhaneri. Indie.
Opuszczamy Abhaneri i w drogę. Zachęcony ciekawymi ujęciami staram się „łapać” scenki z indyjskiego życia:Z trasy Abhaneri – Jaipur. Indie.
A oto typowa indyjska ciężarówka. Ma wszystkie niezbędne elementy, tj. „frędzelki” – jak nam powiedział Singh – to na szczęście, napis „BLOW HORN” (żeby była jasność, że kierowca nie obrazi się, jak wyżyjemy się na nim klaksonem), no i oczywiście bardzo czytelną tablicę rejestracyjną. Do tego ozdoby w postaci odpowiednio przyciętych i pomalowanych blaszek:Typowa indyjska ciężarówka.
Około 13.30 wjeżdżamy do Jaipur. Od razu widać, że to miasto-warownia. Jedziemy kilka kilometrów w górę wąskimi uliczkami otoczonymi z obu stron zabytkową zabudową. Co chwilę mijamy bramy, wartownie, warownie. Oj, to musiała być potęga:Jaipur. Indie.
Hawa Mahal (Pałac wiatrów). Jaipur. Indie.
Jaipur. Indie.
Niestety, ruch na ulicy zwanej „marketem” nie jest wstrzymany (jak to zapewne zrobiono by w mieście europejskim). Ogromny hałas i mało komfortowe (jak dla mnie) warunki spacerowania po tej ulicy nie sprzyjały zakupom i w efekcie dość szybko stamtąd uciekliśmy, ale nabyłem tam sobie oryginalne indyjskie ubranko (spodnie i koszulę z białego płótna), w którym spędziłem większą część pozostałych do końca wyprawy dni. Po powrocie do hotelu – jak zwykle – archiwizowanie „urobku”, zwłaszcza że następnego dnia rano czeka nas przejażdżka na słoniach, więc sprzęt musi być przygotowany. Dobranoc.