JK Temple. Kanpur. Indie.
Po zwiedzeniu świątyni Singh zaproponował odwiedzenie zoo. Singh widział nasze smutne miny, kiedy w parku Jima Corbetta nie było tygrysów i postanowił nam to wynagrodzić. W zoo co prawda tygrys był, ale to nie to, co w naturze. Jednak i tu udało się zrobić trochę zdjęć „naturalnych”, bo np. małpy spacerowały i skakały po drzewach bez żadnych ograniczeń:Hulman. Kanpur. Indie.
Dzwony i dzwonki w świątyni w Kanpur. Indie.
W świątyniach indyjskich znajdziemy zawsze przynajmniej jeden dzwon. Przyczyna jego obecności jest bardzo prosta – wchodząc trzeba zadzwonić, żeby Bóg wiedział, że weszliśmy. Czasem też Hindusi dzwonią będąc już wewnątrz dłuższą chwilę. Przyczyna jest równie prosta – trzeba przypomnieć się Bogu, że nadal jesteśmy w świątyni. Wróciliśmy do hotelu bardzo zmęczeni, ale wracając zwróciliśmy uwagę na to, że niedaleko hotelu minęliśmy galerię handlową i postanowiliśmy podejść tam w nadziei na europejski posiłek. Tak też, po krótkim odpoczynku, zrobiliśmy. Zjadłem pizzę i trochę odżyłem :-). Co do miejscowych potraw, to niektórzy z nas (np. Piotr, czy Maciej) twierdzą, że są dobre. Mi nie smakują zupełnie. Wg mnie, to nawet gdyby te potrawy posiadały jakiś smak własny, to jest on „zabijany” dodawanymi przyprawami. W Kenii to chociaż mandazi było :-), no i normalne frytki. Tu frytki muszą być przesolone, przepieprzone i jeszcze czymś dodatkowo posypane. Hm. Na tę chwilę zaryzykowałbym tezę, że Hindusi wpadli w błędne koło. Przyprawiają, smak im się dostosowuje, więc przyprawiają jeszcze bardziej, to upośledza ich zmysł smaku, więc idą dalej, i tak od stuleci. W każdym razie pizza była dobra, po posiłku trochę pozwiedzaliśmy sklepy, dziewczyny oglądały biżuterię i odzież, ale jakichś większych zakupów nie było. Po powrocie wyszedłem jeszcze raz na dach budynku i nakręciłem film:Komentarze: skomentuj tę stronę |