Uliczna kuchnia. Gwalior. Indie.
Plan naszego safari.
Pogoda taka sobie. Nie pada, ale jest dżdżyście. Temperatura znośna. Nastroje dobre. Zdrowie też. Wg planu mamy do przejechania odcinek 120 km z punktu G (Gwalior) do H (Agra). Rozpoczynamy z Singhiem codzienną procedurę wyłapywanie ciekawych sytuacji. Singh na postojach często bierze mój aparat, przymierza się i mówi, że jest „photographer” i ma fajny aparat. Acha – i żebym koniecznie uważał na jego aparat i mu go nie uszkodził :-). Hm. Mam nadzieję, że to tylko żarty :-). W każdym razie współpracuje się nam dobrze:Z trasy Gwalior – Agra. Indie.
Czy myślicie, że w Indiach są rzeczy, których nie da się przyozdobić? Nie – takich rzeczy nie ma. Można pomalować w kwiatki przyczepę ciągnika, można też pomalować znajdujący się pod samochodem tylny most (element łączący ze sobą tylne koła). Nie pytajcie po co – odpowiedź nie jest prosta: żeby było ładnie, a może żeby było bezpiecznie? Kto to wie...Tylny most ciężarówki. Indie.
Po dwunastej wjeżdżamy do Agry. Szukamy hotelu „Priya”, w którym zatrzymamy się na dwie noce.Komentarze: skomentuj tę stronę |